Pamiętam, jak kilka lat temu, w środku wyjątkowo męczącej sesji, koleżanka wyciągnęła mnie na siłę z domu. „Chodź, pokażę ci coś magicznego”, powiedziała. Byłem sceptyczny. Magia w centrum Warszawy? A potem wjechaliśmy windą na górę… i moim oczom ukazały się właśnie one. Niesamowite ogrody BUW na dachu. To było jak wejście do innej krainy, zawieszonej między niebem a pędzącym miastem. Od tamtej pory wracam do ogrodów BUW na dachu regularnie, za każdym razem odkrywając coś nowego i za każdym razem jestem tak samo zachwycony.
Spis Treści
ToggleKiedy spacerujesz po tych alejkach, aż trudno uwierzyć, że to wszystko powstało „dopiero” w 2002 roku. Człowiek ma wrażenie, że ta zieleń była tu od zawsze. A jednak to owoc genialnej wizji architektów, Ireny Jarzyńskiej-Kamieńskiej i Jacka Kosińskiego. Musieli mieć niesamowitą odwagę, żeby przeforsować taki pomysł – ogród na bibliotece! Dzisiaj takie zielone dachy stają się coraz popularniejsze, ale wtedy? To była rewolucja. Widać w tym projekcie inspirację klasyką, jak chociażby pobliskim Ogródem Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego, ale podaną w totalnie nowoczesny sposób. Czuć, że to nie jest tylko „ozdoba”, ale przemyślana część całego budynku. To właśnie sprawia, że ogrody BUW na dachu są tak wyjątkowe. Cała historia ogrody BUW projektanci to opowieść o wizji wyprzedzającej swoje czasy.
Sam ogród ma dwie części, górną i dolną, które razem zajmują ponad hektar. Hektar zieleni w takim miejscu, wyobrażacie to sobie? Górna część to ta na samym dachu, z której roztaczają się te słynne widoki. Jest bardziej otwarta, słoneczna. Dolna, bliżej ziemi, jest bardziej dzika, tajemnicza.
A najlepsze są te wszystkie przejścia, kładki, strumyki i schodki, które je łączą. Kiedyś zabrałem tam znajomych z zagranicy i zgubiliśmy się na dobre piętnaście minut, krążąc między pergolami porośniętymi pnączami. Ale wiecie co? To było najlepsze piętnaście minut. Odkryliśmy wtedy malutkie oczko wodne, o którego istnieniu nie miałem pojęcia, mimo że byłem tam wielokrotnie. Te metalowe konstrukcje, po których pnie się zieleń, i szum wody tworzą klimat nie do podrobienia. To jest żywy dowód na to, że nowoczesna architektura może żyć w pełnej symbiozji z naturą, a to właśnie wyróżnia ogrody BUW na dachu.
Spacerując po ogrodach BUW na dachu, czujesz się jak w kalejdoskopie. Każdy zakątek jest inny. Jest część złota, pełna żółtych kwiatów, jest srebrna z roślinami o siwych liściach, jest karminowa… Każda ma swój własny kolor i zapach.
Roślinność w ogrodach BUW na dachu jest naprawdę imponująca. Klony japońskie, których liście jesienią płoną czerwienią, bujne hortensje, całe połacie pachnącej lawendy. Uwielbiam też te wszystkie trawy ozdobne, które tak pięknie szumią na wietrze. Kiedyś myślałem, że trawa to trawa, ale to miejsce pokazało mi, jak bardzo się myliłem. Zresztą, kto chce zgłębić temat, to polecam poczytać o nowoczesnych ogrodach z traw ozdobnych, bo to cała filozofia. A te pnącza! Oplatają wszystko, tworząc zielone tunele i ściany, dając cień w upalne dni. To miejsce zmienia się z miesiąca na miesiąc, nigdy nie wygląda tak samo. Dlatego wizyta w maju i we wrześniu to jak odwiedziny w dwóch zupełnie różnych miejscach.
I pomyśleć, że te wszystkie rosliny to nie tylko dla naszej przyjemności. To jest potężna, zielona maszyna. Te ogrody BUW na dachu to żywy przykład zrównoważonego rozwoju, o którym tyle się mówi. Zwiększają bioróżnorodność – latem brzęczy tu od pszczół, widać latające motyle, słychać ptaki. To ich mały, bezpieczny azyl w betonowej dżungli. Poza tym cała ta gruba warstwa ziemi i zieleni działa jak naturalna klimatyzacja dla biblioteki pod spodem. Latem chłodzi, zimą trochę ociepla. I jeszcze ta woda! Deszczówka jest tu zbierana i używana do podlewania. Proste, a genialne. Czasem przychodzę tu z dziećmi znajomych i próbuję im tłumaczyć, jak to działa. To najlepsza lekcja ekologii, jaką można sobie wyobrazić, a ogrody BUW na dachu stają się żywą klasą.
Dobra, to teraz trochę konkretów, bo pewnie chcecie wiedzieć, jak się tam dostać. Najważniejsza sprawa: ogrody BUW na dachu to atrakcja sezonowa. Często dostaję pytanie, czy ogrody BUW są otwarte zimą? Odpowiedź brzmi: zazwyczaj nie. I słusznie, bo zimą wszystko śpi pod śniegiem, a ścieżki mogłyby być niebezpieczne. Otwierają je na wiosnę, gdzieś w maju, i zamykają jesienią, w październiku. Ale godziny otwarcia ogrody BUW na dachu potrafią się zmieniać, więc zanim się wybierzecie, koniecznie sprawdźcie aktualne info na stronie biblioteki: www.buw.uw.edu.pl. Byłem świadkiem, jak raz zamknęli je wcześniej z powodu jakiegoś silnego wiatru. Szkoda by było odbić się od bramy. A, i najlepsze – wstęp jest darmowy!
A jak dojechać do ogrodów BUW w Warszawie? Banał. Adres to Dobra 56/62, samo serce Powiśla. Najwygodniej metrem – stacja Centrum Nauki Kopernik jest rzut beretem. Dojeżdża też masa autobusów. Samochód odradzam, z parkowaniem w okolicy bywa ciężko, szkoda nerwów. A wejście na ogrody BUW adres to po prostu główne wejście do biblioteki. W środku szukajcie windy albo schodów prowadzących na górę. Wszystko jest dobrze oznaczone, nie da się zgubić.
No dobra, a co warto zobaczyć w ogrodach BUW na dachu? Przede wszystkim – widok! Wejdźcie na ten słynny mostek łączący dwie części budynku i po prostu popatrzcie. Panorama Wisły, Stadion Narodowy, dachy Starego Miasta i szklane wieżowce w oddali. Ten kontrast jest porażający. To jedno z tych miejsc, gdzie naprawdę czujesz puls tego miasta. Zdjęcia ogrody BUW na dachu opinie w internecie nie kłamią, to jedno z najbardziej fotogenicznych miejsc w stolicy. Zawsze widzę tam ludzi z aparatami.
Jest też kawiarnia ogrody BUW taras widokowy, gdzie można usiąść z kawą i ciastkiem. Ceny są warszawskie, ale za taki widok warto czasem dopłacić. Ja jednak wolę znaleźć sobie jakąś ustronną ławkę, schowaną wśród krzewów, i po prostu posiedzieć w ciszy z książką. Albo i bez. Po prostu być. Pamiętajcie tylko, żeby szanować to miejsce – nie hałasować, nie śmiecić. To w końcu ogród, a nie zwykły park.
To miejsce ma też swoją drugą, kulturalną twarz. To nie tylko zieleń, to przestrzeń, która żyje. Czasami organizowane są tu wydarzenia w ogrodach BUW na dachu – jakieś małe koncerty, wernisaże, spotkania. Trzeba śledzić kalendarz, bo to zazwyczaj kameralne i bardzo klimatyczne imprezy. Ale nawet bez specjalnych wydarzeń, czuć tu tego uniwersyteckiego ducha. Wszędzie widać studentów z notatkami, ludzi pogrążonych w lekturze. To inspirujące. To nie jest skansen, to miejsce jest częścią tętniącego życiem organizmu, jakim jest Uniwersytet Warszawski. Kiedyś byłem świadkiem próby jakiegoś małego teatru studenckiego w jednym z zakątków ogrodu. Niezapomniane wrażenie. Dlatego tak bardzo lubię te ogrody BUW na dachu, one są autentyczne.
I wiecie co jest w tym wszystkim najfajniejsze? Że te ogrody BUW na dachu stały się inspiracją. Pokazały, że można, że da się wcisnąć tyle zieleni w środek miasta. Dzisiaj, kiedy czytam o nowych projektach zielonych dachów, zawsze myślę o BUW-ie jako o pionierze. Architekci z całej Polski przyjeżdżają tu po natchnienie. To jest wzór tego, jak powinno wyglądać nowoczesne projektowanie zieleni miejskiej. Nie tylko trawnik i parę drzewek, ale przemyślana, wielopoziomowa kompozycja, która służy i ludziom, i naturze. Aż chce się, żeby więcej było takich miejsc. Może nawet z jakimiś nowoczesnymi dekoracjami ogrodowymi, które dodałyby jeszcze więcej charakteru. Takie miejsca jak ogrody BUW na dachu udowadniają, że to możliwe.
Podsumowując? Nie, nie będzie żadnego podsumowania. Bo ogrody BUW na dachu to nie jest temat do zamknięcia w kilku punktach. To jest doświadczenie. Emocja. Jeśli jeszcze tam nie byliście, to mam nadzieję, że moja opowieść was do tego zachęciła. To jedno z tych miejsc w Warszawie, które trzeba poczuć na własnej skórze. Znaleźć swoją ulubioną ławkę, posłuchać szumu wody i na chwilę zapomnieć o wszystkim. To naprawdę działa. Odwiedźcie ogrody BUW na dachu i odkryjcie swoją własną historię w tym niezwykłym miejscu. Ja swoją już mam.
Copyright 2025. All rights reserved powered by domyogrody.eu